Yoshimitsu Yamada Sensei Official Website
Seminars Information for Europe
O-sensei picture01 O-sensei picture02 O-sensei picture03 O-sensei picture04 O-sensei picture04 O-sensei picture04 O-sensei picture04 O-sensei picture04 O-sensei picture04 O-sensei picture04 O-sensei picture04 O-sensei picture04
Aikido - the art of peace yamada_pl

Yoshimitsu Yamada urodził się 17 lutego 1938 roku w Tokyo. Jego ojciec, Ichiro, był wykładowcą akademickim, a matka, Michiyo, zajmowała się domem. Rodzina ojca była spokrewniona z rodziną Abe i, gdy jako dziecko Ichiro stracił rodziców, został przez nią adoptowany.

Trudna sytuacja w Japonii podczas II Wojny Światowej zmusiła obydwie rodziny w latach 40. do wyjazdu do Korei, gdzie osiedlili się w małym mieście Chinju, około 200 mil od Seulu. Głowa rodu Abe, Kazo, dzierżawił tam ziemię i prowadził własny interes, zaś Ichiro Yamada zajął się górnictwem. W Korei pozostali do końca wojny.

Kuzynem Ichiro Yamady był Tadashi Abe, który od 1942 roku ćwiczył w dojo Morihei Ueshiby. Ten zbieg okoliczności niewątpliwie wpłynął na późniejsze losy przyszłego założyciela NY Aikikai. To właśnie krewniakowi zawdzięcza kontakt z aikido. Po raz pierwszy kilkuletni zaledwie Yoshimitsu zetknął się z O-Sensei, jeszcze przed wyjazdem do Korei podczas pokazu sztuki walki w domu rodziny Abe. Spotkanie to wywarło na nim niezapomniane wrażenie. Jak dziś wspomina: miły, spokojny, starszy Pan jakim wydawał się O-Sensei na pierwszy rzut oka, na macie stawał się kimś zupełnie innym - nieuchwytnym i tajemniczym mistrzem sztuk walki.

To spotkanie wpłynęło zapewne na decyzję osiemnastoletniego Yoshimitsu Yamady, który w 1955 r. postanowił dołączyć do grona uchi-deshi w Hombu Dojo. Było to możliwe dzięki rekomendacji Tadashi Abe, jako że młody adept wcześniej nie ćwiczył żadnej sztuki walki. Jego pierwszy dzień jako uchi-deshi był więc zarazem jego pierwszym dniem na macie. Od razu zaprzyjaźnił się sempaiami Nabuyoshi Tamurą i Sadateru Arikawą.

Hombu Dojo było w tamtym okresie zupełnie innym miejscem niż teraz. Dom rodziny Ueshiba przynależał do dojo, a sam O-Sensei często, choć nieregularnie, pojawiał się na macie. Dla uchi-deshi był niedoścignionym wzorem zarówno pod względem technicznym, jak i jako duchowy przewodnik i autorytet. Swoją postawą uosabiał te cechy, do których dążył wówczas każdy młody Japończyk.

Treningi były wymagające, a życie w dojo niemal ascetyczne. Było to związane z trudną sytuacją ekonomiczną w kraju po II Wojnie Światowej. Hombu Dojo nie wyróżniało się szczególnie na tle ogólnego poziomu życia w Japonii. Budynek nie był ogrzewany, więc zimą temperatura spadała poniżej zera, latem zaś dokuczał upał. Deshi nie mieli swoich kwater, ani zbyt wielu rzeczy osobistych, ich życie podporządkowane było rytmowi życia dojo, a chwile prywatności należały do rzadkości. Każdy z uchi-deshi musiał wykonywać przydzielone mu prace oraz brać czynny udział w lekcjach prywatnych. Yoshimitsu Yamada do dziś pamięta rozkład zajęć z tamtego okresu. Pierwszy trening, który prowadził Kisshomaru Ueshiba, zaczynał się o 6:30, kolejny, o 8:00, należał do Koichi Toheia lub Kisaburo Osawy, których raz w tygodniu wyręczał Kenji Tomiki. Hiroshi Tada lub Seigo Yamaguchi prowadzili zajęcia o godzinie 15:00, a treningi o 16:00 i 18:30 różni nauczyciele. Koichi Tohei dla wielu ćwiczących był idolem - imponował charakterem i umiejętnościami technicznymi. Wielu uchi-deshi ubolewało nad tym, że coraz bardziej angażował się w prowadzenie szkoły na Hawajach i rzadko bywał w Tokio.

Z biegiem czasu grono uczniów powiększało się - dołączyli Yasuo Kobayashi, Kazuo Chiba, Mitsunari Kanai i Seichi Sugano, którzy wraz z Yoshimitsu stanowili zgraną grupę przyjaciół. Mimo ogromnego zaangażowania w treningi i życie dojo, każdy z nich po cichu marzył o tym, aby wyjechać z Japonii, która, po okresie amerykańskiej okupacji otworzyła się na świat. Yoshimitsu Yamada jako delegat Hombu Dojo nauczał aikido w amerykańskich bazach wojskowych. Podszkolił tam język angielski oraz zetknął się z kulturą i obyczajami, które go zafascynowały. Zapragnął wyjechać do USA.

Okazja nadarzyła się z początkiem lat 60. Pretekstem była inicjatywa grupki amerykańskich zapaleńców zainteresowanych aikido. Kontakt z Hombu Dojo nawiązał Eddie Hagihara z Nowego Jorku, którego Yoshimitsu poznał osobiście w Japonii. W 1964 roku Hombu Dojo zostało poproszone o przygotowanie pokazu aikido z okazji Targów Światowych w NYC. Pierwotnie Dojo miał reprezentować Koichi Tohei, jednak ze względu na kontuzję trzeba było zmienić plany i ostatecznie wydelegowano Yoshimitsu Yamadę. Korzystając z okazji spotkał się on ze swoimi amerykańskimi przyjaciółmi i zgodził zaopiekować szkołą New York Aikikai. Niewiele jednak brakowało, by jego losy potoczyły się zupełnie inaczej - w tamtym okresie we Francji był już Tadashi Abe, a Yoshimitsu pretendował do bycia jego następcą. Ubiegł go jednak jego przyjaciel i sempai, Nabuyoshi Tamura, który do dnia dzisiejszego jest główną postacią europejskiego aikido. Yoshimitsu Yamada został więc oddelegowany na Wschodnie Wybrzeże Stanów Zjednoczonych. Jako swoją siedzibę wybrał Nowy Jork.

Początki zawsze bywają trudne, ale to, z czym spotkał się młody nauczyciel aikido w Nowym Jorku, wymagało wyjątkowo dużo samozaparcia, cierpliwości i wysiłku. Nowojorska grupa nie była dobrze zorganizowana, nikt nie miał doświadczenia w prowadzeniu szkoły aikido. Yoshimitsu musiał więc zająć się wszystkim od podstaw, począwszy od spraw organizacyjnych, a na nauce technik kończąc. Brak środków finansowych nie ułatwiał sytuacji. Razem z pierwszym nowojorskim uchi-deshi Angelem Tineo-Avarezem, mieszkali i spali w szatni, gdyż o wynajęciu mieszkania mogli tylko pomarzyć. Wszystkie pieniądze szły na utrzymanie szkoły, a perspektywy nie wyglądały obiecująco.

Aikido było wówczas bardzo mało znane na Wschodnim Wybrzeżu USA, a możliwości promowania tej sztuki walki tradycyjnymi metodami mocno ograniczone ze względów finansowych - reklama w mediach była zbyt kosztowna. Jedynym sposobem prezentacji stały się publiczne pokazy. Na szczęście, dzięki uprzejmości innych szkół walk, okazji do publicznych demonstracji nie brakowało, np. podczas zawodów karate. Z tego też powodu w początkowym okresie na treningi do nowojorskiego dojo trafiali najczęściej adepci innych sztuk walki, chcący sprawdzić się na nowym gruncie. Te pierwsze lata były więc dla Yoshimitsu sporym wyzwaniem, jednak wspomagali go bardzo mocno zaangażowani w sprawy dojo uczniowie, m.in.: Mike Abrams, Harvey Konigsberg, Harry McCormack. W latach sześćdziesiątych w dojo ćwiczyło średnio około 50 osób.

Los nie sprzyjał głównemu instruktorowi NY Aikikai. Wiza wymiany kulturowej, którą posiadał nie gwarantowała mu pobytu w USA na dłuższy czas, co groziło deportacją do Japonii. Kolejne problemy pojawiły się wraz z przyjściem na świat dzieci. Dwójka, która urodziła się w Stanach, otrzymała obywatelstwo amerykańskie i mogła pozostać na miejscu. Sam Yoshimitsu, jego żona i pierwsza córka, urodzona jeszcze w Japonii, już nie. Chcąc chronić swoją rodzinę przed bezdusznymi przepisami emigracyjnymi podjęli trudną decyzję: żona wraz z dziećmi wróciła do ojczyzny. Rozłąka z najbliższymi w tamtym okresie to rzecz, której Sensei Yamada do dziś bardzo żałuje.

Powoli aikido zjednywało sobie wyznawców nie tylko w Nowym Jorku, ale też na całym Wschodnim Wybrzeżu. Działo się tak przede wszystkim dzięki ogromnemu zaangażowaniu Sensei Yamady. Podróżował tak dużo – do Bostonu, New Jersey, Pensylwanii i Kanady – że jego uczniowie zaczęli narzekać, że nie ma go w ogóle w NY. Ponieważ jednak był jedyną osobą z odpowiednim doświadczeniem, wszystkiego musiał dopilnować osobiście. Działania Yoshimitsu Yamady były świadome - praca u podstaw zaowocowała z czasem wieloma wspaniałymi nauczycielami prowadzącymi swoje szkoły do dziś.

Tak ogromne zaangażowanie się w realizację misji, z którą został wysłany do USA, zaczęło przynosić efekty. Kiedy sytuacja nowojorskiego dojo stała się stabilna, aikido coraz bardziej popularne, a poszczególne dojo zaczęły sprawnie działać, nadszedł czas na założenie organizacji, aby sformalizować i uściślić współdziałanie na poziomie administracyjnym. Tak w 1968 roku powstała United States Aikido Federation (USAF) - organizacja skupiająca amerykańskie szkoły aikido. Był to owoc współpracy pomiędzy nauczycielami delegowanymi przez Hombu Dojo do USA. Do dziś jest to największa tego typu organizacja w Ameryce Północnej.

Problemy wizowe skończyły się w 1972 roku. Z odzyskanej swobody w podróżowaniu Sensei Yamada zaczął bardzo intensywnie korzystać wychodząc naprzeciw potrzebie propagowania aikido poza terytorium Stanów Zjednoczonych. Jedną z pierwszych podróży zagranicznych odbył na zaproszenie Sensei Tamury do Francji w 1973 roku.

Lata osiemdziesiąte to okres względnej stabilizacji. Dwie dekady po rozpoczęciu działalności w USA, odbył się jubileuszowy obóz aikido, który swą obecnością zaszczycił ówczesny doshu - Kisshomaru Ueshiba. Ten dowód uznania był bodźcem do jeszcze bardziej wytężonej pracy. Sensei podróżował coraz więcej, a w roku 1992 zaprosił do współpracy Seiichi Sugano. Przyjaciel z czasów Hombu Dojo dołączył do New York Aikikai, nadając tej szkole unikatową rangę. Do dziś nowojorskie dojo jest jedyną szkołą na świecie, w której równolegle naucza dwóch bezpośrednich uczniów Morihei Ueshiby.

Sensei Yamada wspomina, że dopiero po 20 latach zaczął widzieć owoce swojej pracy. Pierwsze 10 lat poświęcił szkole nowojorskiej, a kolejne 10 na rozwój aikido na Wschodnim Wybrzeżu. Mówi, że dzięki trudnościom i problemom, które napotkał na swojej drodze, stał się bardziej dojrzały. Mając pięćdziesiąt lat zaczął nawet akceptować fakt, że ludzie nazywają go „Sensei“. Wcześniej zawsze zadawał sobie pytanie: "Czy zasłużyłem na to, aby ludzie tak się do mnie zwracali?".

Yoshimitsu Yamada spędził w Hombu Dojo około siedmiu lat. Od tamtego czasu zestaw nauczanych technik uległ istotnym zmianom, a samo aikido jest nieco inną sztuką niż ta, którą poznali pierwsi uchi-deshi Morihei Ueshiby. Mimo tej ewolucji Sensei Yamada stara się wiernie przekazywać to, czego nauczył się w tamtym czasie. Ortodoksyjny w przekazie, trzyma się klasycznego kanonu technik, których stara się nie modyfikować. Uważa bowiem, że solidne podstawy są konieczne do prawidłowego rozwoju i są fundamentem do zdobywania dalszego doświadczenia bez względu na miejsce, w którym się to robi. Jest zwolennikiem intensywnego treningu jako środka do rozwoju zarówno fizycznego jak i duchowego. Nie ma nic przeciwko ostrym treningom, zgodnym z duchem budo, nie wybacza jednak brutalności i głupoty na macie. Wciąż intensywnie podróżuje, odwiedzając niemal wszystkie kontynenty świata. Jest prezesem Amerykańskiej Federacji Aikido oraz Południowoamerykańskiej Federacji Aikido. Jest autorem kilku książek oraz płyt DVD na temat aikido.

Na pytanie z czego jest najbardziej dumny, dziś Sensei Yamada wymienia w kolejności: swoje dojo, to, że przyczynił się do rozwoju aikido na świecie i że pomógł wielu osobom stać się znakomitymi nauczycielami aikido.

A marzenia? Kupić ziemię gdzieś w okolicach NY i stworzyć dojo na wzór Iwama w latach swojej świetności. Mieć kilku uchi-deshi, kontynuować treningi, uprawiać nieco ziemi...

O-sensei picture05